Dla tych, którzy są w odzysku przez dobry czas, jednym z częstych pytań, które mogą dostać jest "Jak to jest być w odzysku?". To jest uczciwe pytanie. Dla tych, którzy nie doświadczyli trzewi bólu, jaki uzależnienie wnosi do naszego życia, lub nie przebrnęli przez wrak życia zniszczonego przez życie w kłamstwie, pojęcie wyzdrowienia jest językiem niełatwym do zrozumienia i nie mającym zbyt wielu odpowiedników w ich własnych doświadczeniach. Jest to coś, nad czym się zastanawiałam....

"Jak wygląda powrót do zdrowia?"

Myślę o tym przez chwilę.... i myślę.... a potem wymyślam swoją odpowiedź. Tak naprawdę nic nie jest inne.

Nadal budzę się późno rano. Nadal mam dni, w których zamiast iść do pracy, wolę grać na gitarze lub przecierać szlaki na moim rowerze górskim. Nadal muszę najpierw pomyśleć, zanim odpowiem na pytanie z papieru lub plastiku. Nadal zdarzają się chwile, kiedy rachunki są spóźnione w zapłacie. Czarny jest nadal moim ulubionym kolorem i piję o wiele za dużo kawy. Są dni, w których nie lubię ludzi za bardzo i uwielbiam robić trzygodzinne drzemki.

Nadal mam obsesję na punkcie reality shows i zakładam spodnie na jedną nogawkę na raz, jak wszyscy inni. Nadal mam obsesję na punkcie ketchupu i chciałbym móc pić sos taco przez słomkę prosto z butelki. Nie jestem milionerem, nie byłem na okładce magazynu Bass Player ani nie nazwano mojego imienia smakiem lodów. W rzeczywistości moje życie na odwyku jest całkiem normalne. Trochę nudne, a czasami trochę dziwne, ale nic zbytnio nie odbiegającego od normy.

Myślę, że sposób w jaki myślę o zdrowieniu jest taki, że zdaję sobie sprawę, że z każdym mijającym dniem wrastam w zdrowienie i stało się ono jak moja skóra. To, co kiedyś było drastycznymi zmianami, teraz jest subtelnymi zmianami w moim codziennym życiu. Mam swoje upadki, ale uznaję je za to, czym są, akceptuję je, uczę się z nich i idę dalej. Moje wzloty są bardziej doceniane, jestem pokorna i wdzięczna za wszelkie dobro w moim życiu, bez względu na to, jak trywialne lub pozornie nieistotne.

Na początku mojej trzeźwości, mantrą wokół stołów było "czekaj aż stanie się cud". Oczekiwałem jakiegoś momentu w krzaku gorejącym, w którym nagle cel mojego życia rozbłyśnie przede mną w całej swojej wspaniałej chwale Technicoloru dla telewizji. Zamiast tego, cuda były bardziej odczuwalne niż widoczne. Nauczyłam się patrzeć na życie pod kątem 360 stopni i widzieć rzeczy takimi, jakimi są. Nauczyłam się doceniać rzeczy, które kochałam najbardziej. Nauczyłam się, że dobrze jest płakać i prosić o pomoc. Nauczyłam się dawać i otrzymywać miłość. Nauczyłam się, że jestem człowiekiem i poprzez blizny, niedoskonałości i dziwactwa jestem żywa, błogosławiona i kochana.

Tym właśnie jest powrót do zdrowia.

Napisał Tim Powers